Moją skórę trudno jest długotrwale zmatowić, często już po dwóch godzinach powinnam użyć bibułki matującej i pudru, kiedy więc do sklepów weszły nowości firmy Essence - nie mogłam przejść obojętnie obok tego pudru.
Pokładałam w nim spore nadzieje... I jak na tym wyszłam? Zapraszam na krótką recenzję ;)
Zacznijmy od opakowania: typowe dla pudrów sypkich, plastikowe opakowanie, przyznaję, że mi się podoba :) W środku dziurki umożliwiające dozowanie produktu i tutaj UWAGA!: Nie odklejajcie folii zabezpieczającej dziurki! Zróbcie w naklejcie kilka dziurek szpilką, ale tylko w miejscu kilku dziurek. Dlaczego? Puder jest bardzo miałki i pyli się na wszystkie strony :) Po odklejeniu naklejki zabezpieczającej przez dziurki wysypuje się stanowczo za dużo produktu. Nie polecam również energicznego jego wytrząsania ;)
Działanie: Jestem bardzo zadowolona :) Już niewielka ilość pudru wystarczy do zmatowienia twarzy. (Polecam stosowanie z umiarem, bo puder troszkę bieli jeśli nałożymy go za dużo.) Znacznie opóźnia efekt błysku na mojej twarzy, czyniąc ją dodatkowo bardzo przyjemną w dotyku.
Według mnie to produkt godny uwagi, spełnia swoje zadanie, jest stosunkowo łatwo dostępny (Natura, Douglas, drogerie z szafami Essence), a do tego cena jest bardzo przystępna (ok.15zł za 15,5g).
Używałyście tego pudru? Podzielcie się wrażeniami :)